Trochę tu była cisza ostatnio… ale niestety sezon jesienny nie okazał się łaskawy dla córki, męża i również dla mnie… to zapalenie krtani to oskrzeli albo zatok, więc każdy dostał coś dla siebie… ;-) w związku z tym kilka ostatnich tygodni myślami byłam gdzie indziej… ale sytuacja powoli wraca do normy i na poprawę humoru w piątek upiekłam szarlotkę z przepisu mojej mamy. Nigdy jeszcze nie robiłam jej sama, zawsze jedynie pomagałam mamie i moja rola sprowadzała się do przygotowania jabłek ;-) Tym razem całkowicie zrobiłam ją sama i wyszła „prawie jak mamy”, prawie… ponieważ szarlotka to jej popisowe ciasto i w tej kwestii nie będzie mi łatwo jej dorównać ;-)
Składniki
- 3 szklanki mąki
- 1 szklanka cukru
- 4 jajka
- 250 g margaryny
- duży budyń waniliowy (na 3/4 litra mleka)
- opakowanie cukru waniliowego (16 g)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 2 kg jabłek
- garść rodzynek
- cynamon
- cukier puder do posypania
Wykonanie
Mąkę z proszkiem do pieczenia przesiewamy do miski, dodajemy margarynę, pół szklanki cukru, cukier waniliowy oraz żółtka i szybko zagniatamy ciasto. Wyrobione ciasto dzielimy na dwie części, jedną wkładamy do woreczka foliowego i zamrażamy a drugą częścią wykładamy blachę (36x25cm) na której uprzednio położyliśmy papier do pieczenia. Nakłuwamy ciasto widelcem i podpiekamy około 20 minut w temperaturze 180 °C, następnie studzimy. Jabłka myjemy, obieramy i kroimy w cienkie małe kawałki/plasterki. Wrzucamy do garnka i smażymy z rodzynkami i cynamonem aż się ładnie „rozpadną” (około 30 minut, w zależności od jabłek). Wystudzone wykładamy na podpieczony i wystudzony spód. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodajemy pół szklanki cukru i proszek budyniowy. I tak przygotowaną pianą przykrywamy jabłka. Na pianę tarkujemy na dużych oczkach naszą zamrożoną część ciasta. Całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 °C na 50-60 minut. Podajemy posypane cukrem pudrem.